Chrześcijanin na pewno bez ociągania się powinien stosować się do zasady „urazy chętnie darować”. Na pewno nie ma co rozpamiętywać drobiazgów i pompować je do nie wiadomo jakich rozmiarów. Warto jednak zwrócić uwagę, że w przypowieści, którą opowiada dziś Jezus, padają też słowa: „Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś”. To nie jest puszczanie w niepamięć, gdy winowajca nie widzi problemu, zwłaszcza gdy ten jest wielki: dłużnik jednak prosił o darowanie długu; i to wielkiego długu. Uznał się dłużnikiem i wiedział, że darowanie jest łaską, a nie obowiązkiem jego pana.
Gdzie jest granica między chętnym darowaniem uraz a lekceważeniem zła i pozwoleniem, by się pleniło coraz bardziej? Gdzie granica między spełnieniem nakazu Jezusa, a pozwoleniem, by inni wchodzili nam na głowę? Nie ma problemu, gdy chodzi o pojedynczy incydent. Nie ma, gdy ktoś prosi o wybaczenie. Znacznie trudniej, gdy dłużnik uważa, że nie ma za co przepraszać. A krzywdzonemu do jego krzywd dodaje poczucie winy, że jest złym chrześcijaninem, bo się czepia i nie potrafi wybaczać. Tymczasem krzywdzony tylko chciałby, by ta niekończąca się seria drobnych, ale w swojej masie przygniatających krzywd, w końcu się skończyła. Czy nie ma prawa do tego, by w końcu się od takiej sytuacji uwolnić?
Dodaj swój komentarz »