Chcieć rzeczy wielkich nie wydaje się czymś złym, uznać siebie za kogoś zdolnego do dobrych, szlachetnych czynów – także. Problem w tym, że nasza wyobraźnia nie sięga aż tak daleko – aż tam, gdzie dokonują się rzeczy rzeczywiście wielkie, gdzie szlachetność przybiera konkretny kształt. Dlatego marniejemy, usychamy z tęsknoty za czymś większym niż my sami, nie rozumiemy ani swojego losu, ani swojego powołania.
Wpatrywać się w Jego jaśniejące oblicze: Boga ofiarowanego, przebitego, poddanego próbie. Naprawdę to zobaczyć, poznać to, tego doświadczyć. Zrozumieć jaki jest, na czym Mu zależy.
I dopiero wówczas: chcieć rzeczy wielkich, uznać siebie z kogoś zdolnego do dobrych, szlachetnych czynów.