Gdzie jest Bóg, gdy wszystko zdaje się sprzysięgać przeciw nam? Spokojnie. On nie obiecywał, że wszystko pójdzie gładko i bez przeszkód.
Nadeszła jesień. Najpierw ciepła i słoneczna, potem pokazując też swoje chłodne i dżdżyste oblicze. Już ponad rok minął od czasu, gdy w ostatnim odcinku opartego na dwunastu pierwszych rozdziałach Ewangelii Jana cyklu „Nie z tego świata” wspomniałem, że być może, kiedyś tam, napisze ciąg dalszy. Już nie, jak wtedy, o inności chrześcijanina, ale o wyjątkowej bliskości, do jakiej Bóg dopuszcza wierzących w Jego Syna. Napiszę oczywiście na podstawie kilku dalszych rozdziałów tej samej Ewangelii. Bo, jak się wydaje, w tym kluczu została napisana: Jezus wobec świata, Jezus wobec swoich uczniów. Wspomniałem, ale po początkowym entuzjazmie nie bardzo wierzyłem, że do tego dojdzie. Przez tych kilkanaście miesięcy realizowałem, z różnym skutkiem, inne pomysły. Coraz mniej było we mnie przekonania, że ma to sens. No bo po rozwodzić się na tym, co tak pięknie napisał Jan i co w sumie dla każdego ucznia Chrystusa jest dość oczywiste. A jednak, zrządzeniem różnorakich okoliczności, dojrzałem by do tematu wrócić.
Cykl „Nie z tego świata” był odpowiedzią na irytujące i dość powszechne wołanie, że „wszystko źle”; że jesteśmy zadowolonymi z siebie nieudacznikami, którzy nie tylko nic nie potrafią, ale którzy nie zrozumieli też ducha Ewangelii; z natrętnego nawoływania, by Kościół poszedł z duchem czasu i dla własnego dobra przyjął w końcu to, co proponuje dzisiejszy świat. Cykl... niech będzie „W górę serca, Bóg z nami!”... bardziej jeszcze zrodzony jest z poczucia bezradności. Bezradności wobec tego wszystkiego, co się dziś dzieje. W świecie, w Kościele, często także wokół nas i w nas… Jakby Bóg był wobec tego wszystkiego bezradny. Jakby czekając na lepsze czasy nas, lepiej czy gorzej starających się żyć Ewangelią, sobie odpuścił. Jakby to wszystko, w co wierzyliśmy przez całe życie, to na czym i z czego budowaliśmy, było nie najszczerszą prawdą, ale jej pozorem, więc trzeba by zburzyć co było, a zacząć stawiać nowe. Tyle że żadnego racjonalnego powodu by tak sądzić nie znajduję. Choć od lat proszę Boga, by, jeśli mój ogląd spraw wiary jest fałszywy, oświecił mnie łaską swojej prawdy... Nie znajduję. Ale o ile poprzedni inspirowany Ewangelia Jana cykl był w pewnym stopniu polemiką z przywołanymi wyżej poglądami, o tyle ten powstaje byśmy – i ja i czytelnicy, podobnie jak ja przytłoczeni tym gadaniem, że „źle, źle, wszystko źle” – poczuli się otuleni nadzieją; byśmy wznieśli w górę serca, podnieśli głowy, wyprostowali zgięte plecy i kolana…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |