W obliczu ludzi takich jak Maksymilian Maria Kolbe nasze życie z Bogiem wydaje się być skalkulowane zbyt ostrożnie. Któż z nas bowiem spodziewa się dzieł o zasięgu światowym czy prób kosztujących życie? „Być przyjacielem Boga” i „przynosić owoc” nie jawi się jako coś heroicznego, a raczej jako przemyślany i niezbyt rwący nurt codzienności. Owszem, być może żadnych większych cudów, ale i bez walk zbyt zaciętych…
A przecież przykazanie, abyśmy miłowali „na sposób Jezusa”, jest wezwaniem kosmicznie wręcz radykalnym. My z trudem myślimy o przełamaniu niechęci do sąsiadki, a tu idzie o oddanie życia.
Cóż, może brakuje nam tej maksymalnej otwartości, maksymalnej siły woli – znajdźmy jednak w sobie choć maksymalną dozę pokory, błagania o łaskę wytrwania przy Bogu. Wszak mówi Jezus: „wszystko da wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje”.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.