Na pierwszy rzut oka może to się wydać zbyt wygórowanym wymaganiem: być sługą, który z uwagą wpatruje się w drzwi, zawsze trwa w gotowości, nieustannie czeka na powrót pana, nie może – jak to się dzisiaj mówi – w spokoju zająć się sobą. Stanowisko nie do pozazdroszczenia, przyznajmy. A jednak kiedy ten nakaz czuwania ustawimy w kontekście wiary, to oczekiwanie nabiera innego wymiaru.
Bo oto słudzy nie czekają na jakiegoś nieokreślonego zwierzchnika, a na kogoś konkretnego: ów Pan to ich Umiłowany. Bo Jego powrót to ulga, szczęście, wyręka.
Kluczem to zrozumienia tego czekania nie jest to, jak bardzo się staramy. Jego najistotniejszym wyróżnikiem jest osoba Oczekiwanego. To z poznania i pokochania Boga rodzi się natężenie owego czekania, jego sens.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.