Po co mi Kościół? Czyż nie mogę sam zwracać się do Boga? Czy muszę mieć jakichś pośredników? Jeśli Bóg tak chciał, to dlaczego?
Na ekranie monitora czytam króciutkie pierwsze czytanie, przewidziane na jutrzejszy dzień. Pochwała chrześcijańskiego powołania, pochwała budowniczych „świętej w Panu świątyni”. Właśnie, nie świętej ludzką mocą, ale w Panu. I to zdanie, tym razem tak mocno przemawiające: „W Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu”.
To nieprawda, że nie potrzebuję Kościoła. Gdybym nie brał udziału w jego budowie, sam bym też nie wzrastał. Nie korygowana mądrością innych, moja wiara szybko stała by się jakimś dziwolągiem. Dobrze, że nie jestem sam…
… lecz współweseli się z prawdą. W dobie mieszania pojęć warto powiedzieć: sprawdzam.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.