Ileż to razy nosiłam w sercu pretensje do Ciebie, że nie powiedziałeś mi otwarcie tego czy tamtego. W ten sposób usprawiedliwiałam swoje błądzenie po manowcach, włóczenie się bez celu, płytkość i jałowość życia. To była Twoja wina, bo przecież nie powiedziałeś mi …
A przecież, jak dzisiaj mówisz, powiedziałeś mi wszystko, ale ja nie wierzyłam. Nie chciałam usłyszeć, zamknięta na Twój głos, na treści, ukryte w Twoich słowach.
Jak to dobrze, Panie, że nawet moja własna niewiara, moje błądzenie i upór, nie wyrwały mnie z Twojej ręki. Nie zniechęciłeś się, bo Miłość nigdy nie ustaje, nigdy się nie kończy.
Jak to dobrze, Panie, że na mojej drodze życia nieustannie stawiałeś swoich wysłanników, którzy cierpliwie i z wyrozumiałą łagodnością uczyli mnie rozumieć Twoje Słowo i iść za Nim. Uczyli mnie zawierzenia Tobie.
A dzisiaj wołam: Przyjdź, Duchu Święty, i pomóż mi całym sercem wytrwać przy Panu!
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.