Czasem mam dosyć własnej słabości i grzechów, cudzych słabości i grzechów. Czasem ciężar życia staje się nie do zniesienia. To wtedy Słowo okazuje swą moc.
Ono pokazuje mi Ojca, który nieustannie się o mnie troszczy, który nie zniechęca się moimi upadkami i powtarzanymi raz po raz tymi samymi grzechami.
Ojca, który zawsze spieszy na ratunek swoim dzieciom, jeśli tylko ku Niemu się zwrócą, i daje im swego potężnego Ducha miłości, by się wzmocnili, by powstali w nadziei, że On jest przy nich.
Czasem nawet nie ośmielamy się prosić, często nie rozumiemy tego, co się w nas dokonuje, ale On działa. Jego Słowo nie wraca bezowocnie. Zapada w serce człowieka, by zaowocować w odpowiednim czasie.
Wtedy nawet podział w domu rodzinnym można udźwignąć, bo nawet w najcięższej sytuacji człowiek nie jest sam.
„Temu zaś, który może was ustrzec od upadku i stawić nienagannymi i rozradowanymi wobec swej chwały, jedynemu Bogu, Zbawcy naszemu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, chwała, majestat, moc i władza przed wszystkimi wiekami i teraz, i na wszystkie wieki! Amen” (Jud 1,24-25).
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.