Rozważając Słowo dzień po dniu możemy poczuć się nieco rozczarowani. Jak to możliwe, by nazwany przez bogatego młodzieńca „Nauczycielem Dobrym”, mógł w tak bulwersującej formie zwracać się do swoich słuchaczy? Reakcja uczonego w Prawie w pewnym sensie nie dziwi. Któż z nas nie czułby się w takich okolicznościach jeśli nie publicznie obrażony to przynajmniej upokorzony?
A jednak uczony nie miał racji, choć odpowiedź była równie twarda jak postawiony przez uczonego zarzut. Twarda próbą rozbicia tej skały, jaką były serca słuchaczy nie po to, by je zdruzgotać, zniszczyć, osaczyć, ubliżyć, upokorzyć i napiętnować. By je wyzwolić.
Trudno nie myśleć przy okazji o wizji Izajasza, zwiastującego Sługę, który nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku, podtrzyma ugięte kolana. Trudno nie myśleć o Bogu, patrzącym z zachwytem na drzewo zasadzone nad płynącą wodą, o ogrodniku cierpliwie okopującym nieurodzajne drzewo figowe. Nie da się oddzielić Jezusa upominającego od Jezusa pielęgnującego zachwaszczone pole, choć i dziś zapewne jest wielu oczekujących, że puści je z dymem.
Bóg nie piętnuje. Bóg nie lubuje się w ruinach i zgliszczach. On ocala, wznosi budowlę, tworzy nową jakość. Być może przyszedł czas, kiedy ówcześni słuchacze Jezusa to zrozumieli. Być może i my kiedyś odkryjemy ile w tych oburzających na pozór słowach jest miłości i troski.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.