On z mocą ogłosi Prawo, nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy.
O tak, tego potrzebujemy! Sprawiedliwości! Prawa! Moralności! Trzeba nam kogoś, kto je z mocą ogłosi i utrwali! Właśnie o to chodzi!
Z pewnością tak myśleli też ludzie za czasów Jezusa. Tak marzyli. A jednak postanowili Go zabić. Bo czy można wprowadzić sprawiedliwość nie łamiąc trzciny nadłamanej i nie gasząc knotka o nikłym płomyku? Czy można dbać o moralność nie podnosząc głosu?
Dziś też często nam się wydaje, że surowość jest lepszym lekarstwem niż miłosierdzie. Chcemy odstraszać od zła. Czasem poświęcając tych, którzy już w nim toną. A przecież On przyszedł, by otworzyć oczy niewidomym, by z zamknięcia wypuścić jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności.
Po ludzku: projekt kompletnie bez sensu. Nigdy się nie powiedzie! A jednak to On, nie my, utrwali Prawo na ziemi. Nie siłą. Przez miłosierdzie.
Panie, otwórz mi oczy, bym widziała rzeczywistość tak, jak Ty. Daj mi Twoje światło, bym mówiąc o Tobie nie zgasiła w nikim choćby najwątlejszego płomyka.
Co złego może się stać przyjacielowi Chrystusa? Wszystkie przygody dobrze się skończą.
Nadchodzi dzień kary? Ale jak to? Za co? Jak Bóg może się gniewać? Jak śmie?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.