Dziś czwarta pieśń Sługi Bożego. Na parę wieków przed Chrystusem prorok szczegółowo opisuje Jego mękę. I przede wszystkim wskazuje na jej sens: odkupienie grzesznego człowieka...
Szczególnie uderza mnie dziś jej zakończenie. To pełne nadziei stwierdzenie, że było warto:
Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz za to, że siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu i oręduje za przestępcami.
Takiego mamy Boga. Boga, który zgodził się zostać odrzucony, zdradzony, zamęczony. Ale Boga, który nie pozwala, by w ostatecznym rozrachunku zło zatriumfowało.
Czy ja na coś podobnego bym się zgodził? Nawet wiedząc, że zło nie będzie miało ostatniego słowa? Wiem oczywiście, że te cierpienia których doświadczam nie przynoszą światu nawet promila czegoś tak wielkiego, jak zbawienie. I wiem też, że chrześcijanin wcale nie jest zobowiązany, by prosić się o kłopoty. Ale wezwany, każdy, jest do wierności Bogu. Jeśli owe kłopoty spotykają mnie za tę wierność...
Chcę być Ci Jezu wierny. Zawsze. Bez względu na to, co powiedzą ludzie...
Dodaj swój komentarz »