Jestem równy Ojcu – wyjaśnia dziś w Ewangelii Jezus. Ci, którzy w żadnego Boga nie wierzą wzruszają ramionami. Wierzący niechrześcijanie to odrzucają. Chrześcijanie... Tak, dla nich Jezus Chrystus jest Synem Bożym, Zbawicielem świata. Ale czy naprawdę zdajemy sobie sprawę, co dzięki tej wierze otrzymujemy?
Jezus mówi, że ten, kto w Niego wierzy ma życie wieczne. „Nadchodzi godzina – wyjaśnia dalej – kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia”. Chodzi o przyszłość. Tak, zdecydowanie. Ale jednocześnie Jezus jakby sugerował, że już tu, na ziemi, wierzący w Niego „ma życie”, żyje; ma w sobie życie. Ten kto w Niego nie wierzy...
Jest martwy? Albo egzystuje jak jakieś zombi? Trudno wypowiadać w tej kwestii jakieś kategoryczne sądy, ale jakoś tak to jest. Taki człowiek nie ma życia. Nie tylko wiecznego. Już tu na ziemi nie żyje...
Obrażanie niewierzących? Warto się zastanowić, czy rzeczywiście. Patrzenie na tych, którzy odrzucają Jezusa jak na martwych budzi współczucie. Zachęca, by podzielić się z nimi życiem. Unikanie takich stwierdzeń, ukrywanie że Jezus tak właśnie mówił sprawia, że wiara w Jezusa w oczach nas samych staje się łaską, jaką człowiek czyni Bogu. A przecież to nie tak: wiara to wielki dar. Wielki, bo pozwalający tu na ziemi żyć pełnią życia, a kiedyś osiągnąć życie wieczne w niebie.
Z nauczania Benedykta XVI
Ono (niebo) jest zawsze czymś więcej, niż to, na co zasługujemy, tak jak to, że jesteśmy kochani nigdy nie jest czymś, na co «zasłużyliśmy», ale zawsze darem. Niemniej przy całej świadomości «wartości dodatkowej», jaką ma «niebo», zawsze pozostaje prawdą, że nasz sposób postępowania nie jest obojętny dla Boga, zatem nie jest też obojętny dla rozwoju historii. Możemy otworzyć samych siebie i świat, aby wkroczył Bóg: Bóg prawdy, miłości i dobra. Dokonali tego święci, którzy jako «pomocnicy Boga» przyczynili się do zbawienia świata (por. 1 Kor 3, 9; 1 Tes 3, 2). Możemy uwolnić własne życie i świat od zatrucia i zanieczyszczenia, które mogą zniszczyć teraźniejszość i przyszłość. Możemy oczyścić i zachować bez skazy źródła stworzenia, i w ten sposób wraz ze stworzeniem, które uprzedza nas jako dar, czynić to, co słuszne i zgodne z wewnętrznymi wymaganiami i celowością stworzenia. To ma sens, nawet jeśli pozornie nie daje rezultatów lub wydaje się, że jesteśmy bezsilni wobec przewagi sił przeciwnych. Tak z jednej strony z naszych dzieł wypływa nadzieja dla nas i dla innych; równocześnie jednak to ta wielka nadzieja, oparta na Bożych obietnicach, dodaje nam odwagi i ukierunkowuje nasze działanie w chwilach dobrych i złych (Spe salvi 35)