Stojąc któryś już raz w kolejce do konfesjonału zastanawiam się nad sensem ciągłej spowiedzi. Czy ja naprawdę żałuję? Czy jest we mnie autentyczne postanowienie poprawy? Przecież gdybym naprawdę chciał, dawno bym się zmienił.
Kiedyś miałem nadzieję, że jeszcze miesiąc, dwa, a będzie tak dobrze. Że nareszcie sprawię sobą Bogu radość. Ale ciągle upadałem. Jaki ze mnie pożytek?
„Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”. Czy ja, któremu odpuszczono tak wiele, miłuję bardziej?
Nigdy nie powinienem nadużywać Bożego miłosierdzia. Ale kto wie? Może właśnie dlatego że ciągle musze prosić o wybaczenie, ciągle jest w moim życiu ważny? Tak, najwyższy czas ofiarować Mu flakon alabastrowego olejku.
Przeczytaj komentarze | 9 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
jeżeli "zmiana" o której piszesz byłaby w Twojej mocy jeśli potrafiłbyś jej dokonać i wytrwać to na pewno byś to zrobił.
Pozdrawiam.
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.