Myślę, że żaden z ludzi nie zbliży się do pokory, jeśli nie przyjmie całym swoim sercem, a nie tylko rozumem, ogromnej przepaści między sobą a Bogiem. Jeśli nie uzna, że sam z siebie wobec Boga nigdy nie będzie dobry czy mądry. Zawsze będzie jedynie prochem i tylko Jego tchnienie daje mu życie.
Wszelkie ludzkie cnoty, każda dobra myśl i czyn, są zakorzenione w Bogu i z Niego wypływają. Jeśli choć niewielki ułamek tego dobra, piękna czy mądrości człowiek przypisze sobie, okłamie sam siebie. Jezus mówi to wyraźnie: „Ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”.
Pokora wiąże się z prawdą o sobie. Mam mnóstwo talentów i zdolności, za które inni mnie chwalą i cenią. Ale one wszystkie są niczym niezasłużonym darem. I zobowiązaniem.
To Bóg w swej niezmierzonej mądrości i wiedzy dał mi je w jednym celu – bym posługiwała się nimi po to, by nieustannie, słowami i czynami, wychwalać Go i współpracować z Nim dla dobra innych ludzi, moich braci. Ale by to robić zgodnie z Jego zamysłem, muszę codziennie podejmować trud i wysiłek poznania Jego woli, Jego planów względem mnie.
Jeśli tego nie robię, Pan pewnego dnia „strąci mnie z mego urzędu i przepędzi z mojej posady”.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
… lecz współweseli się z prawdą. W dobie mieszania pojęć warto powiedzieć: sprawdzam.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.