Odkrycie własnej grzeszności czasami zwala nas z nóg. Ktoś powie – nic nowego, przecież tyle już lat pracy nad sobą, spowiedzi, modlitw, pomocy od bliźnich, Bożej łaski… Można powiedzieć, że walka z grzechem weszła nam w krew, nic nadzwyczajnego to to nie jest.
Niekiedy jednak doświadczamy tego w nowy sposób. Nie chodzi może nawet o „wielkość” upadku, ale tę porażającą chwilę odkrycia prawdy o sobie – że to naprawdę ja, że nie jestem w stanie wyrwać się spod „władzy ciemności”.
Oby to odkrycie własnej grzeszności dosłownie zwalało nas z nóg. Żebyśmy się nigdy nie przyzwyczaili, nie myśleli, że to nic takiego. Żebyśmy umieli przypaść Jezusowi do kolan. Posłuchać, co On ma na nasz temat do powiedzenia.
Co złego może się stać przyjacielowi Chrystusa? Wszystkie przygody dobrze się skończą.
Nadchodzi dzień kary? Ale jak to? Za co? Jak Bóg może się gniewać? Jak śmie?
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.