Nie jest łatwo tak prawdziwie zgodzić się z tym, że jest się biedakiem. Godnym litości, nic nie umiejącym i nie potrafiącym. Pełnym lęku o siebie, o jutro. Skupionym na poszukiwaniu bezpieczeństwa w rzeczach materialnych, w posiadaniu dobrej pracy, w znajomościach.
Ale ta moja wielka bieda jest jedyną rzeczą, która wzrusza serce Boga. Im bardziej godzę się na bycie biedakiem, całkowicie zależnym od Bożej dobroci i litości, tym bardzie Pan przybliża się do mnie, by miłosiernie pochylić się nade mną.
On nie brzydzi się moimi złymi uczynkami. Nie obraża Go moja nędza. Nie odsuwa się ode mnie, bo jestem prochem, nic nie wartym pyłem.
On oświeca zło moich uczynków, bym mogła się od nich odwrócić. Podnosi mnie z prochu ziemi i sadza po swojej prawicy, gdy wracam z manowców grzechu i przepraszam za brak miłości. Grzech to brak miłości. Zło to brak miłości. A to właśnie miłość zbawiła świat. Zbawiła mnie.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.