Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”.
Stała pod krzyżem, na którym umierał jedyny Syn. W pohańbieniu, w cierpieniu... Czy pamiętała zapowiedź, że ten oto jest przeznaczony na upadek i powstanie wielu, a jej duszę miecz przeniknie?
Nie wiemy, jak przeżyła ostatnią noc, ten poranek, dzień... Czy krzyczała, wołając do Boga, by go ocalił? Byłoby naturalne, nie była przecież nadczłowiekiem. Nawet Syn prosił Ojca, by oddalił kielich cierpienia. Św. Paweł pisze: z głośnym wołaniem i płaczem...
Teraz jest środek dnia. Syn kona na krzyżu. Z trudem wymawia ostatnie słowa, każde jest olbrzymim wysiłkiem. Oto Syn twój - słyszy. Zapewne serce się rwie, bo przecież to pożegnanie. A jednocześnie zadanie. Jesteś potrzebna. Nadal bądź Matką.
Matka dla niego. Matką dla tych, których tu nie ma, bo uciekli. Matką w końcu dla tych, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie.
Niosąc w sobie ból. I nadzieję, że to cierpienie ma sens.
Czas radości dopiero miał nadejść...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.