Leżało ich mnóstwo: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Leżał też ten jeden. Co go wyróżniło spośród tłumu, że właśnie na niego Jezus zwrócił uwagę? Jan napisał, że Jezus 'poznał, że czeka już dłuższy czas'.
Czekał: na człowieka, który podałby mu rękę, który pomógłby dojść, który dałby mu szansę. Inni znajdowali pomoc, on nie. Czy to skutek jego grzechu, o którym Jezus wspomniał, czy może obojętność ludzi wokół? Ktoś go może przynosił, ale ostatecznie zostawał sam.
Czy chcesz wyzdrowieć? Panie, nie mam szans! Czy Ty mi może pomożesz, skoro pytasz? Czy Ty staniesz się wypełnieniem mojej prośby, moim wybawieniem?
Wstań, weź swoje nosze i chodź! Zaufał, wstał i chodził.
Nieustannie zadziwia mnie wiara tych, których Jezus uzdrawia: przecież nie wiedział, kim jest. Nie potrafił go wskazać. Może to jednak nie wiara, może uniosła go nadzieja, że jego czas nadszedł, że koniec jego pokuty, że Bóg się ulitował? Może gdy nie ma wiary, to ona wystarcza?
Rachunek sumienia
Ludzie wokół mnie. Ilu wśród nich czekających na człowieka, który poda im rękę? Ilu ich mijam, bo przecież nie pomogę wszystkim? Ilu mnie kiedyś skrzywdziło i nie mam ochoty im pomagać? Ilu traci już nadzieję, wiedząc, że sami nie dojdą, ale nie krzyczy, nie woła?
Czy ich milczenie nie jest dla mnie łatwym usprawiedliwieniem obojętności?
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.