Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela
Długi i nieciekawy rodowód Jezusa. Ta powtarzająca się liczba 14 miała znaczenie Dla Żydów: tak samo zapisywało się w ich języku imię Dawid. Dla nich był to jasny przekaz: Jezus jest oczekiwanym Królem, Mesjaszem, którego nadejście zapowiedział Bóg temu władcy Izraela. Ale co ten rodowód mówi nam, którzy na obietnice dane Dawidowi czy wcześniej Abrahamowi nie patrzymy z przejęciem członków tego narodu, ale, jako obcy, dość beznamiętnie?
Chyba właśnie to, że Boże plany spełniają się w tak beznamiętny sposób. Ten był ojcem tego, tamten jeszcze innego. Zwyczajność. Czasem nawet lekko oburzająca: wszak wielu przodkom Jezusa, delikatnie mówiąc, sporo brakowało do bycia ucieleśnieniem cnót wszelkich. I to jest w tym wszystkim najciekawsze: nawet oburzający, gorszący grzech konkretnego człowieka, nie jest w stanie zniweczyć Bożych planów.
Warto pamiętać o tym i dziś. Bóg potrafi pisać prosto w najbardziej nawet krzywych liniach. Nasze grzechy, choćby nawet najgorsze, nie są w stanie zniweczyć Jego planów.
Z nauczania Jana Pawła II
W tym samym kontekście kulturowym ciało nie jest postrzegane jako typowa rzeczywistość osobowa, znak i miejsce relacji z innymi, z Bogiem i ze światem. Zostaje sprowadzone do wymiaru czysto materialnego: jest tylko zespołem organów, funkcji i energii, których można używać, stosując wyłącznie kryteria przyjemności i skuteczności. W konsekwencji także płciowość zostaje pozbawiona wymiaru osobowego i jest traktowana instrumentalnie: zamiast być znakiem, miejscem i językiem miłości, to znaczy daru z siebie i przyjęcia drugiego człowieka wraz z całym bogactwem jego osoby, staje się w coraz większym stopniu okazją i narzędziem afirmacji własnego „ja” oraz samolubnego zaspokajania własnych pragnień i popędów. Zniekształca się w ten sposób i fałszuje pierwotną treść ludzkiej płciowości, zaś dwa znaczenia — jednoczące i prokreacyjne — wpisane głęboko w naturę aktu małżeńskiego, zostają sztucznie rozdzielone: jedność mężczyzny i kobiety zostaje tym samym zdradzona, a płodność poddana ich samowoli. Prokreacja jest wówczas traktowana jako „wróg”, którego należy unikać we współżyciu płciowym: jeżeli zostaje przyjęta, to tylko dlatego, że wyraża pragnienie czy wręcz wolę posiadania dziecka „za wszelką cenę”, a wcale nie dlatego, że oznacza bezwarunkową akceptację drugiego człowieka, a więc także otwarcie się na bogactwo życia, które przynosi z sobą dziecko.
Opisana tu materialistyczna wizja prowadzi do prawdziwego zubożenia relacji między osobami. Szkodę ponoszą tu przede wszystkim kobiety, dzieci, chorzy lub cierpiący, starcy. Właściwe kryterium, które powinno przesądzać o uznaniu godności osoby — to znaczy kryterium szacunku, bezinteresowności i służby — zostaje zastąpione przez kryterium wydajności, funkcjonalności i przydatności: drugi człowiek jest ceniony nie za to, kim „jest”, ale za to, co „posiada, czego dokonuje i jakie przynosi korzyści”. Oznacza to panowanie silniejszego nad słabszym (Evangelium vitae 23).