Nasz dzień ma jakąś „biedę”? Nie, no bez takich! Czy nie mówi się nam raczej, że rozwój, że od sukcesu do sukcesu, że nie kryzysy a szanse? Czy ta „bieda” nie znika pod wpływem błogosławieństwa, czy wzrastanie w łasce nie oznacza obfitości we wszystkich sferach?...
My się nawet nie o jutro lękamy, a o dziś, o owo teraz – niepokojące, niejasne, pełne wątpliwości. Z kim trzymać, aby to się to nie obróciło przeciwko nam? Kogo słuchać, by mieć pewność, że za jakiś czas nie odkręci się o 180 stopni? Na czym budować, skoro całe światowe bezpieczeństwo wydaje się mieć tak kruche podstawy?...
Kiedy słyszymy o ubogacającym nas ubóstwie Boga, wydaje się, że zupełnie nie o to nam chodziło. Że inne sposoby byłyby zapewne lepsze, szybsze, łatwiejsze. Bo jak naśladować takiego Boga? Być może będąc tym, kim jesteśmy: słabym, rozdartym, ubogim stworzeniem, któremu obiecano życie wieczne.
Dodaj swój komentarz »