Zastanawia jak w codziennym języku ludzi Kościoła zmienia się znaczenie słów. O nawiedzonych nie mamy dobrego zdania. Kojarzeni są z emocjami, rozchwianą psychiką, bujaniem w obłokach, brakiem rozeznania wyzwań, jedną, z reguły łatwą receptą na każdy problem i trudność. To zakorzeniające się coraz bardziej w naszej religijnej świadomości myślenie nie ma nic wspólnego ze spotkaniem dwóch świętych kobiet.
Gdy mówimy o nawiedzeniu Elżbiety przez Maryję, myślimy o dwóch wpadających sobie w ramiona niewiastach, radości Jana, śpiewie Magnificat. Jednak czas przeżywania święta każe nam zauważyć, że zanim do spotkania doszło, miało miejsce coś, co było prawdziwym, rzeczywistym nawiedzeniem człowieka przez Boga. „Duch Święty zstąpi na ciebie…” – usłyszała Maryja. „Poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę” – opis tego, co przeżyła Elżbieta.
Wspomniana radość obydwu niewiast jest owocem nawiedzenia ich przez Ducha Świętego. Czego potwierdzenie znajdujemy u świętego Pawła w Liście do Galatów, gdzie radość jest drugim po miłości owocem ducha. Ta radość nie jest wykwitem emocji. Poprzedziło ją powiedziane Bogu tak, przypieczętowane zgodą na wywrócenie ich życia do góry nogami, ból macierzyństwa, zwłaszcza u będącej w podeszłym wieku Elżbiety i trud drogi, w jaką wyruszyła Maryja, także będąc w stanie błogosławionym. Czyli, po ludzku, podlegającym szczególnej ochronie.
Prawdziwie nawiedzeni, wzorem dwóch świętych niewiast, nie bujają w obłokach i nie podgrzewają emocji. Odpowiadając na działanie Ducha Świętego mówią Bogu tak, podejmując się niełatwych wyzwań, wyruszając w drogę, drąc buty, ocierając pięty, walcząc ze słabością ciała i ze zniechęceniem . Radość nie jest na początku tej drogi. Jest na końcu.
Dodaj swój komentarz »