Wystarczyło jedno słowo, jedna myśl nawet, a przed każdym by leżał obfity posiłek. Albo jeszcze lepiej – wszyscy w jednej chwili przestaliby odczuwać głód. Po co było to całe zamieszanie - rozmowa z uczniami, roznoszenie chleba i ryb, zbieranie ułomków?
Patrząc na historię zbawienia widać, że od początku istnienia świata Bóg zaprasza człowieka do współpracy. Oczywiście nasza pomoc nie jest Panu Bogu do niczego potrzebna. Wyobraźmy sobie jednak taką scenę: dziecko podchodzi do ojca naprawiającego jakieś urządzenie i mówi, że chce pomóc. Jak będzie się czuło, gdy zostanie odtrącone i usłyszy, że tylko przeszkadza. Zupełnie inaczej będzie, gdy ojciec tę pomoc przyjmie i „wspólnie” z dzieckiem dokona naprawy. Nawet jeśli owa „pomoc” rzeczywiście zamiast ułatwieniem będzie dodatkowym kłopotem to warto ją przyjąć i patrzeć później na dumne i szczęśliwe dziecko, które wspólnie z tatą coś zrobiło.
Podobnie, jak myślę, Pan Bóg postępuje z nami. Mimo iż nasz wkład jest znikomy, chce abyśmy oddawali Mu to, co mamy – jak uczniowie swoje chleby i ryby. Jeśli zaś to uczynimy, On pomnaża to w sposób niewyobrażalny.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.