Mało jest chyba takich sytuacji, w których tak dobitnie przekonujemy się o własnej znikomości, jak w Wielki Piątek – jesteśmy całkowicie zależni od Jego decyzji, od tego czy zechce nas usprawiedliwić, przyjmując krzyż. Tu nawet nie chodzi o straszną, niszcząca siłę tej Męki – ale o to, że Bóg chce. Że umiera, byśmy to my nie umarli.
On sam dźwiga nasze nieprawości. Tu nawet nie ma co tłumaczyć, tego się nie da pojąć. Pismo mówi: „przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski”. Pomiędzy moją zgubą a ratunkiem – stoi Jego krzyż.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.