Oto jestem przekonana, że świętym mężem Bożym jest ten, który ciągle do nas przychodzi. Przygotujmy mały pokój na górze, obmurowany, i wstawmy tam dla niego łóżko, stół, krzesło i lampę. Kiedy przyjdzie do nas, to tam się uda.
Spotkanie ze świętością dokonuje się po cichu. Dokonuje się w codzienności. W zwykłych wydarzeniach. Narasta, krok po kroku, aż do przekonania. Kolejnym krokiem jest zaproszenie. Dopiero za nim idą wielkie wydarzenia: wielki dar Boży i wiara.
Świętość nie potrzebuje szukać ludzi. Wystarczy, że jest.
Świętość nie wskazuje na siebie, ale na Boga.
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je - mówi Jezus.
To, co ludziom wydaje się śmiercią, was nie uśmierca. Choć przecież boli. Ten, kto raz umarł, więcej nie umiera. A my przecież umarliśmy w Chrystusie, z nim zostaliśmy pogrzebani i z nim otrzymaliśmy nowe życie. Życie, którego nie odbiera krzyż. Ono przez krzyż przychodzi. I przez krzyż, w krzyżu się objawia.
[Któż zwróci - na przykład - uwagę na miłość przyjaciół? Cóż w tym dziwnego? Czyż i poganie tego nie czynią? Znakiem jest miłość nieprzyjaciół...]
Dziś, gdy zastanawiamy się, jak głosić Jezusa trzeba może przywołać te słowa: jestem przekonana, że świętym mężem Bożym jest ten... zaprośmy go! Na cóż nasze głoszenie, jeśli przez nas ludzie nie będą widzieli Boga?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.