Czytam przemówienie Pawła na Areopagu. Mądre i prawdziwe. Właśnie tak jest. A jednak… a jednak jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: Posłuchamy cię o tym innym razem. I odeszli. Ledwo kilka osób uwierzyło.
Dlaczego się nie udało? Gdzie był błąd? Co muszę poprawić, by ich przekonać? To byłoby bardzo naturalne – bardzo ludzkie myślenie. Zakorzenione w jednej myśli: Bóg mnie posłał, to ja mam ich przekonać. Ale to błędna myśl. Podwójnie błędna.
Po pierwsze, nie ja. To prawda, zostałem posłany. Jestem Bogu potrzebny. To prawda, mam dokładać wysiłku tak, jakby wszystko zależało ode mnie. Ale też muszę pamiętać, że to Duch Prawdy doprowadzi każdego do całej prawdy. To On Ojca i Syna otoczy chwałą. Nie ja. On znajdzie miejsce i czas. To przede wszystkim Jego, nie moje dzieło.
Ale jest i druga kwestia. Wiara potrzebuje rozumu, ale rozum nie wystarcza. Paweł próbował przekonywać intelektualnie. I na poziomie intelektualnym jego argumentacja została odrzucona. Zmartwychwstanie jest przecież czymś nieracjonalnym. Przekraczającym naturę.
Może pojawić się pokusa, by Boga uracjonalnić. Część prawdy ateńczycy zapewne bez problemu by przyjęli. Być może przyjęliby wiele wartości. Byle tylko nie mówić o rzeczach dla człowieka niepojętych. Jak Bóg, który dla człowieka umarł i zmartwychwstał.
Paweł podejmuje decyzję dokładnie przeciwną. W liście do Koryntian pisze: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. (…) A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości...
Jestem katolikiem. Chcę iść i głosić. Ale pytanie, którą drogą pójdę nadal jest otwarte. Kogo lub co chcę głosić? Z Kogo lub z czego zrezygnuję?
Ilustracja: Raffaello Santi "Św. Paweł przemawia na Areopagu"
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.