A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.
To była prosta historia. Bunt. Plaga węży. I ratunek. Wąż z brązu, umieszczony na wysokim palu i widoczny z daleka. Stał w obozie. Można go było mijać, można było nie zwracać uwagi... Boży wymóg był doprawdy niewielki. Jeśli kogoś wąż ukąsił miał tylko spojrzeć na węża z brązu. To wystarczało, by pozostał przy życiu.
Nie potrzeba było długich modlitw. Nie potrzeba było wielkich słów. Nie potrzeba było ukorzenia i błagań. Jedno spojrzenie. Trzeba tylko odrobiny nadziei. Odrobiny zaufania, by śmierć zamieniła się w życie.
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. I znów wystarczy odrobina nadziei. Odrobina zaufania, a śmierć zamieni się w życie. Tym razem wieczne.
Jedno: Jezu ufam Tobie...
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Garść uwag do czytań na IV niedzielę wielkanocną roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.