Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. [Iz 49,1b]
Kiedy na świat ma przyjść dziecko, rodzice zamartwiają się, czy będzie zdrowe. Potem zamartwiają się, czy się prawidłowo rozwija, czy jest zdolne i poradzi sobie w przedszkolu i szkole. Następnie zamartwiają się, czy wybierze odpowiednie studia i czy dostanie dobrze płatną pracę, założy szczęśliwą rodzinę.
Czy jednak ktokolwiek z rodziców patrzy na swoje dziecko jak na kogoś, kogo Pan powołał, kogo wybrał do dokonania czegoś istotnego tu, na ziemi? Czy zastanawia się nad jego predyspozycjami nie w kontekście dobrze płatnej pracy i znaczenia wśród ludzi, ale w kontekście realizowania tych zadań, do których Pan Bóg go powołał?
Czy kiedykolwiek rodzice, ale i my sami, patrząc na nasze życie i na to, co osiągamy bądź osiągnęliśmy, dostrzegamy fakt, że pieniądze, zdrowie, zadowolenie i przyjemność z życia nie oznacza wcale, że realizujemy to, do czego zostaliśmy powołaniu przez Pana, zanim przyszliśmy na świat?
Czy choćby jedną myśl w ciągu dnia poświęcam temu, do czego wzywa mnie Bóg i czego On, a nie ja, ode mnie oczekuje?
O ileż łatwiejszy byłoby nasze życie, o ileż lepsze byłyby nasze wybory, a nasze serca pełniejsze byłyby pokoju, gdybyśmy tak postępowali.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.