Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »
Posłuszeństwo i cierpienie. Dwie rzeczywistości, na które w dzisiejszym świecie nie ma miejsca. To znaczy – chciano by je zanegować, ale one od zawsze są w życiu człowieka obecne. I często są ze sobą związane.
Jak bardzo trudno, boleśnie jest być posłusznym Słowu Bożemu, które zakazuje bądź nakazuje coś wbrew ludzkiej woli i chęciom. Jak bardzo na przykład ludzie rozwiedzeni chcieliby wejść w nowy związek z Bożym błogosławieństwem, a tu w poprzek ich marzeń stają słowa Jezusa: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo.” (Mk 10,11-12) Posłuszeństwo temu konkretnemu Słowu Boga wiąże się więc z ludzkim cierpieniem.
Trudno jest człowiekowi uwierzyć, że posłuszeństwo Bożemu Słowu, mimo że często związane z cierpieniem, zaowocuje w ich życiu dobrem i szczęściem, Bożym błogosławieństwem. Wymaga to ogromnej wiary w Bożą miłość, zaufania, że On mnie nie opuści i miłości do Boga. Bez tej miłości posłuszeństwo Bogu i Jego przykazaniom to posłuch niewolnika, a nie radosne i wolne poddanie dziecka Bożego.
I na tyle jestem dobrym dzieckiem Bożym, na ile podczas cierpienia moja wiara, nadzieja i miłość wzrasta w posłuszeństwie Bożemu słowu.
Przeczytaj komentarze | 6 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
...Panie pragnę być Twoim dzieckiem!
A szatan szczególnie się cieszy, jak złapie w swoje sidła jakiegoś księdza, bo ma już kapłana, a to tylko kwestia czasu, jak wyłapie owieczki z jego parafii...
wszystkiego dobrego i szczęść Boże!
Nawet, jak ktoś nie za bardzo się przejmuje Dekalogiem, też otrzymuje szansę, nie jedną...
Pan Bóg nie chce naszej zguby.
Tylko czy nasze oczy to widzą? czy uszy słyszą?
To nie jest aż takie trudne, żeby żyć w zgodzie na tym świecie... a jak byłoby pięknie... już teraz...
... jako w niebie, tak i na ziemi...
Spotkałam się z niezrozumieniem w mojej parafii. Od ponad roku zmagam się z pasmem duchowych cierpień.
Byłam już bardzo blisko odrzucenia krzyża, widziałam przed sobą tylko realną groźbę załamania nerwowego, a wtedy i tak wszystko na nic... Pomógł Różaniec i zawierzenie, że jeśli Bóg chce żebym postradała zmysły, to niech się dzieje Jego wola. Niedawno zrozumiałam, że nie walczyłam "przeciwko ciału i krwi...", szatan jest szczególnie łasy na krzywdy jakie wyrządzają nam nasi księża, to dla niego szczególna gratka, a moje cierpienie, z chwilą zawierzenia zaczęło zbliżać mnie do tajemnicy ukrzyżowanej miłości...
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.