Bóg dał mi ciało, by dzięki niemu można było zobaczyć moją miłość: poprzez pracę, okazanie czułości, samą obecność, dobre, ale i czasem wymagające słowo. Ale to ciało i jego potrzeby stają się często moim ciężarem, gdyż absorbują mnie tak dalece, że „żyję według ciała”.
I nie tylko wtedy, gdy kogoś uderzę słowem czy popchnę ręką, walcząc o uznanie mojej racji. Nie tylko wtedy, gdy okażę obojętną twarz czy oddam się przyjemnościom jedzenia, łakomstwu i smakoszostwu, mając za nic głód innych. Żyję według ciała wtedy, gdy moim myśleniem, postępowaniem i słowem kierują wszelkie złe uczucia, które rodzą się we mnie przeciwko bliźniemu: podejrzliwość, zazdrość, zawiść, poczucie bezradności wobec mojej lub czyjejś krzywdy, która wywołuje we mnie wściekłość i nienawiść do bliźniego. I wiele im podobnych.
Jeśli nie chcę żyć według ciała, muszę zaprosić Ducha, by we mnie zamieszkał. Ducha łagodności, miłosierdzia, nieskorego do gniewu i bardzo łaskawego. Ducha dobroci dla wszystkich.
Jednak zaproszę Ducha Jezusa tylko wtedy, gdy będę miała dość bycia znużoną. Gdy umęczy mnie mój dotychczasowy sposób patrzenia na drugiego człowieka, na mnie samą. Gdy zrezygnuję z własnej samowystarczalności i niezależności i przyjdę do Jezusa, proszą o Jego jarzmo: jarzmo miłości. Gdy naprawdę uwierzę, że bycie pokornym i łagodnym pozwoli mi doświadczyć lekkości i słodyczy życia, obojętnie w jakiej się znajdę sytuacji.
Gdy zacznę cieszyć się z tego, że staję się Bożym prostaczkiem, kimś mało znaczącym i nieważnym w oczach świata.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.