Wiejadło, czy jak kto woli szufla do czyszczenia ścierniska, w ręku Mesjasza. Tak u Mateusza zapowiadał Chrzciciel nadchodzącego Mesjasza. Łukasz dodaje jeszcze siekierę w ręku. Dlatego wysłanie uczniów z zapytaniem nie dziwi. Kazanie na Górze, liczne uzdrowienia i uwolnienia od złego ducha, powołanie celnika, czyli kogoś, kto mógł być potraktowany siekierą, wycinającą drzewo nie przynoszące owocu – wszystko to nijak miało się do głoszonych nad Jordanem proroctw.
Potrzebował Jan kolejnego znaku po tym, co usłyszał, gdy Jezus wychodził z wody? A może bardziej niż znaku potrzebował rozjaśniającego serce i umysł Słowa, wyjaśniającego co znaczy chrzcić będzie Duchem Świętym. I dostał to, o co prosił. Dostał słowo w Słowie. Teraz już ze spokojem, patrząc na pustynię rodzącą pierwsze owoce Ducha, mógł powiedzieć: potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał. Pozostało mu cierpliwie czekać na kolejne, już nie znaki, na owoce.
Nie potrzebujemy znaku. Potrzebujemy rozjaśniającego serce słowa. To ono sprawi, że pustynia naszego serca zakwitnie.
Z Konstytucji Lumen Gentium
Chrystus posłany został przez Ojca, „aby głosić ewangelię ubogim… aby uzdrawiać skruszonych w sercu” (Łk 4,18), „aby szukać i zbawiać, co było zginęło” (Łk 19,10), podobnie i Kościół darzy miłością wszystkich dotkniętych słabością ludzką, co więcej, w ubogich i cierpiących odnajduje wizerunek swego ubogiego i cierpiącego Zbawiciela, im stara się ulżyć w niedoli i w nich usiłuje służyć Chrystusowi (KK 8).
Dodaj swój komentarz »