Ile razy odczuliśmy to na własnej skórze – to zaskoczenie czyjąś zajadłością, niezrozumieniem, atakiem – jakbyśmy stawali przed obliczem jakiegoś faraona, który „nie zna Józefa”. Tak jakby bycie chrześcijaninem wpisywało nas automatycznie do kasty podejrzanych, niebezpiecznych, przegranych. I co tu tłumaczyć? Jak dowieść, że nie jesteśmy wrogami ludzkości? Że leży nam na sercu dobro sąsiada? Że modlitwa nie jest przeciwko, a nasz protest jest wołaniem o prawdę?
Wiemy jednak, że ten zamęt przeminie, sidło się podrze. Że w końcu wyprostujemy grzbiet, porzucimy cegły. Wszak nasza pomoc jest w imieniu Pana, a to On stworzył ziemię i niebo. Dlatego nie pokona nas złość żadnego faraona.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.