Nie jest łatwo czytać Ezechiela. Posługujący się obrazami, tęskniący za świątynią, w której nie mógł pełnić kapłańskich funkcji, widział jak Chwała Pana ją opuszcza, na końcu ogląda Jej powrót. W obrazie jak zwykle istotne są detale. Woda wypływa spod prawej strony świątyni, od strony południowej, bo w południe ukrzyżowano Pana, a z Jego boku wypłynęła krew i woda. Płynie w kierunku wschodnim, zapowiadając powrót do rajskiej szczęśliwości. Wypływa spod progu, bo fundamentu nikt nie może położyć innego niż ten, który został położony, a którym jest Jezus Chrystus. On zanurzył nas w wodzie życia. Nie po kostki, nie do bioder. Zanurzył nas całych i w ten sposób sprawił, że słona woda grzechu przemieniła się w słodką wodę miłości. Z nurtem rzeki poprowadził na Wschód, byśmy tam oczekiwali w wysoka wschodzącego Słońca. Nie siedząc z założonymi rękami, ale – niczym drzewo figowe – wydając owoce dobrych uczynków: dla jednych pokarm, dla innych lekarstwo. By ci, przechodząc i patrząc na nasze dobre uczynki, zobaczyli w nich dzieło Pana, zdumiewające rzeczy, których dokonał na ziemi.
Zanurzony już nie w sadzawce, w Wodzie Żywej, nie bądź jak ów uzdrowiony. Bądź jak Ezechiel. Idź na Wschód. Z nurtem rzeki rozweselającej miasto Boże.
Dodaj swój komentarz »