Miejsce to jest pustkowiem i pora już późna. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności.
Właściwie.... W czym problem? Przecież ani Jezus ani Jego uczniowie nie musieli martwić się o to, czy idący za nimi mają co jeść. Skoro zamiast z własnej inicjatywy pójść kupić coś do jedzenia woleli słuchać Jezusa, to może... nie byli tak głodni? A i to pustkowie chyba bardziej przeszkadzało Apostołom niż owym ludziom. Nikt przecież nie kazał im tam nocować. Zresztą pustkowie z wielkim tłumem... To co to za pustkowie?
Jezus nakarmił tę rzeszę. Jak kiedyś Bóg manną i przepiórkami nakarmił Izraela. Stał się wielki cud, wielki, widomy dla wszystkich znak. Przy okazji Apostołowie pokazują nam jednak ciekawą stronę ludzkiej natury: czasem człowiek potrafi robić problem tam, gdzie tak naprawdę go nie ma.
Pół biedy, jeśli to ja sam sobie stwarzam takie problemy. Gorzej, gdy stwarzam je dla innych. I ci inni, z powodu tej mojej "pomysłowości", muszą odwalać kawał dobrej, solidnej, ale nikomu nie potrzebnej roboty.