Zarzut nieznajomości Boga brzmi w ustach Jezusa bardzo gorzko. Bo czyż nie to jest powinnością stworzenia: byśmy Go poznali? Oczekiwanie, że to, co czynimy, będzie odzwierciedlać naszą miłość ku Bogu, wydaje się ze wszech miar słuszne, jak jednak realizować to w praktyce? Kiedy tak „przewiniemy” w myślach choćby wczorajszy dzień, prozaiczne czynności, wypowiadane słowa, relacje, lektury, wybory – czy napisano by o nas jak o Lidii, że i nam „Pan otworzył serce”? Czy byliśmy gotowi do spotkania? Czy wymogliśmy, by to, co dobre i święte zamieszkało w naszym domu?
Czy nie zaskakuje nas, z jakim uporem Jezus przygotowywał swoich uczniów na rozmaite trudności? Te wszystkie zapowiedzi o zgorszeniach, męce, wszechobecnym sprzeciwie, wyłączeniu z synagogi… Ten jednoznaczny przekaz: „będę z wami, blisko, po waszej stronie”. A my ciągle widzimy w sobie bohaterów – którzy podpalą świat cały, ruszą z misją, każdego potrafią przekonać, takie uosobienia „alleluja i do przodu”. Czy jesteśmy gotowi na to wewnętrzne drżenie, strach przed konsekwencjami, oparcie wyłącznie na Bogu? Na świadczenie, że Mocny jest tylko On…
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
"Nie chcę już zarabiać na życie w sobotę, bo to biblijny dzień odpoczynku".
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.