Kiedy Bóg mówi… Często powtarzający się refren Psalmu. Mogący równocześnie być pytaniem. Z wydającą się być oczywistą odpowiedzią. Chociaż ta oczywistość nie zawsze jest aż tak oczywista. Odczytywana podczas liturgii Ewangelia – oczywiście. Wieczorna lektura Biblii – także oczywiste! Ale proklamujący Stary Testament lektor, psałterzysta, nudny i nie chwytający za serce kaznodzieja… To na poziomie słów i dźwięków. Są jeszcze znaki czasu. Smutny współpracownik, zagubiony w życiu sąsiad, nie dająca w życiu rady rodzina, samotna kobieta gdzieś na końcu wsi.
Tak to już jest, że Słowo i znak żyją w symbiozie. Znak zatrzymuje, Słowo doradza, wskazuje działanie, zaprasza do współpracy. Objawiający się w Słowie i znaku Bóg szuka podwykonawcy. Jedynie gotowi przyjąć tę rolę godni są nazwani matką i braćmi. Stać się podwykonawcą nie oznacza upokorzenia. Oznacza wejście w postawę pokornego Sługi. Matka, brat, sługa – to synonimy.
W scenie oczekiwania matki i braci dostrzegamy także tę fascynującą jedność między tym, co Jezus głosił, a tym, jak żył. „Kto nie ma w nienawiści ojca i matki, braci i sióstr, nadto i siebie samego (..) Kto nie zostawi…” By uwiarygodnić siebie niekiedy trzeba postąpić wbrew sobie.
Co złego może się stać przyjacielowi Chrystusa? Wszystkie przygody dobrze się skończą.
Nadchodzi dzień kary? Ale jak to? Za co? Jak Bóg może się gniewać? Jak śmie?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.