Z przymrużeniem oka i pewnym niedowierzaniem słucham opowieści o tym, jak na pustyni ładowane są akumulatory. Próbuję wyobrazić sobie tajemniczą maszynę, kabel USB i zapatrzoną w diodę ładowania osobę, bezczynnie czekającą na koniec. Jeszcze gorzej, gdy ładowarka ma dostarczyć emocji i ciepłych wrażeń, pozwalających żyć w spokoju i z uśmiechem do wszystkiego przez kilka następnych miesięcy.
Biblijna pustynia nie rozpieszcza. Jest nie tyle miejscem ładowania akumulatorów, co walki. Na śmierć i życie. Izraelici musieli pójść na pustynię, by odejść od wypalania cegieł i raczenia się mięsem z cebulą, i stać się wojownikami „za Pana”. Mojżesz na pustyni nauczył się walczyć z Bogiem o lud i z ludem o Boga. Eliasz dopiero na pustyni pokonał demona zniechęcenia, choć wcześniej zniszczył proroków Baala. Jezus również poszedł na pustynię walczyć. Nie tylko o siebie. Już tam, na pustyni, wziął na siebie wszystkie ludzkie pokusy. Także moje.
Dziś chciałoby się zapytać Go jak się zwycięża. Możliwe wydają się być dwie odpowiedzi. „Nic nie jadł.” Drugą znajdujemy u świętego Pawła: „uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych”. Jezus zwycięża bo widzi dzień pokonania szatana na krzyżu, widzi dzień zmartwychwstania, widzi świat i siebie poddanymi Ojcu. Zwycięża się wiarą. Bez niej lepiej nie wychodzić na pole walki.
Pierwsza niedziela Wielkiego Postu jest zaproszeniem na pustynię. Zaproszeniem do porzucenia lęków i obaw sprawiających, że przegrywamy zanim cokolwiek się zaczęło. Idź z wiarą w zwycięstwo. Jego i twoje. To nic, że wrócisz poobijany, głodny, zmęczony, spragniony, brudny, poraniony. Wrócisz także mocniejszy.
Rachunek sumienia
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.