A gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Łk 18
Choroba oczu ogranicza pole widzenia, zaś noszenie okularów jest niedogodnością utrudniającą swobodne funkcjonowanie. Gdy wzrok się pogarsza szukamy sposobów ratowania go. Jesteśmy w stanie poświęcić wiele na leczenie, jak niewidomy z dzisiejszej Ewangelii. Nie zaprzestał wołania, nawet gdy inni go uciszali. Jezus był szansą na jego uzdrowienie, dlatego był gotów na wszystko. Czy z taką sama troskliwością i gorliwością zabiegam o wzrok mojej duszy? A przecież on nie wymaga żadnych finansowych nakładów, Bóg ten wzrok ‘naprawia’ za darmo. Potrzebna do tego jednak odrobinę dobrej woli.
Mój wzrok duchowy cierpi na różne schorzenia. Doskonale widzę wady innych, słabiej lub wcale nie zauważam swoich. Dostrzegam najdrobniejsze przewinienie drugiego człowieka, jednocześnie lekceważąc własne. Chętnie wystawiam gotową diagnozę, nawet wtedy, gdy nie można niczym potwierdzić swojego rozpoznania, zaś na własne zło znajduję wiele usprawiedliwień. Bóg ma moc zaradzić moim schorzeniom. Potrzeba jednak, bym uznała swoją ślepotę, bym jak niewidomy spod Jerycha wołała: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Tylko, czy ja naprawdę chcę przejrzeć?
Uzdrowienie niesie ze sobą pewne konsekwencje. Muszę podjąć się terapii i zacząć zmieniać w sobie to, co niszczy mój wzrok – egoizm. Powinnam zrezygnować z własnych widzimisię i zgodzić się na to, co nie jest po mojej myśli. Czy zależy mi na tym, by przejrzeć, czy tkwię w przekonaniu, że nic mi nie dolega?
Czytania mszalne rozważa Aleksandra Kozak
michalborecki
Jezusie, Synu Dawida - Wspólnota Miłości Ukrzyżowanej
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.