Czytam historię Józefa Egipskiego i nie potrafię sobie wyobrazić ogromu jego cierpienia. Doświadczył ogromu nienawiści ze strony najbliższych mu ludzi. Najpierw uwięzienie, potem sprzedanie i wywiezienie do zupełnie obcego kraju.
Pokusa hodowania w sobie urazy i nienawiści do nich musiała być w nim bardzo mocna. Wielokrotnie się z taką właśnie reakcją spotykam u ludzi, skrzywdzonych przez innych. Pamiętają złe słowa i gesty, roztrząsają każde krzywe spojrzenie, niechęć w głosie. Źle mówią o swoich krzywdzicielach, ale czasem źle mówią o sobie, uważając się za niegodnych lepszego potraktowania.
Dalsza historia Józefa pokazuje, że oparł się tej pokusie. Wybaczył braciom, a co więcej, okazał się mężem opatrznościowym swojego rodu.
Ja również często staję przed wyborem: iść drogą niechęci i urazy czy drogą wybaczenia i oddania sprawy w Boże ręce.
Ilekroć wybieram tę drugą drogę, Bóg może przeze mnie działać dla dobra innych.
Ilekroć wybieram tę pierwszą drogę, tylekroć zabijam Jezusa: w sobie i w innych.
Post ze świętym Albertem Chmielowskim
"Zachować serce tylko dla Boga, albo pożegnać nadzieję przybycia do celu i kresu. Jedna dobrowolna niedoskonałość przeszkadza do transformacji duszy w Boga."
Przeczytaj komentarze | 2 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.