„Kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką”.... Tak to ujął w swojej zapowiedzi Izajasz. Myślał o narodzie. O Izraelu, który pokonany przez Asyrię właśnie utracił niepodległość. A ja myślę o ludzkości. O człowieku, który kiedyś w Edenie stracił szczęśliwe życie. Który może i potrafi bawić się i cieszyć, ale tak naprawdę ciągle idzie przez ciemność. Grzechu, doświadczanego zła, cierpienia, śmierci...
W betlejemską noc w tę ludzką ciemność wkroczył Chrystus. Nie z butami, w glorii chwalebnego zwycięzcy, który przyszedł zaprowadzić swoje porządki. Wkroczył z uderzającą pokorą. Tak zupełnie zwyczajnie; jako maleńki człowiek, kwilący w ramionach swoich rodziców....
Jeśli Chrystus najpełniej objawił Ojca, Boga, to w tym momencie przedstawił nam chyba najbardziej niesamowity Jego rys: prostotę, cierpliwość i pokorę wobec człowieka. Chrystus objawia się niewiele w świecie znaczącym pasterzom, a później przez trzydzieści lat pozostanie w ukryciu.... A potem ten Chrystus wyzwoli świat z grzechu i da ludziom życie wieczne przez swoją bolesną śmierć na krzyżu. Niesamowity ten nasz Bóg...
Zachwycony Nim pytam, jaki sam jestem. Zastanawiam się, jak ja wchodzę w ciemności moich bliźnich. Z pokorą. miłością pamiętającą, że Bóg i ich chce zbawić czy z butą tego, który wie lepiej i któremu wszyscy winni przyznawać rację i bić pokłony?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.