Modlącym się dziś za rodziny Kościół stawia przed oczyma tę właśnie scenę: ofiarowanie. Niezmiennie uderza mnie, że oni przyszli do świątyni, jak do domu – i zostali tam przywitani jak w domu. Zapomnijmy na moment o kontekście, jakim były żydowskie rytuały – to wydarzenie jest przecież tak zwyczajne, tak ludzkie: przyniesienie dziecka przez rodziców, wyciągnięte ręce podeszłych wiekiem, słowa pełne znaczenia, gesty zaufania i miłości, wzruszenie – ile razy przeżywaliśmy to we własnych domach… Bo rodzina jest nieodmiennie tym właśnie – przyjmowaniem siebie nawzajem w obecności Boga.
Rodzina – nie ta z plakatu, nawet „kościelnego”, gdzie jakoś nieodmiennie ten sam schemat: zadowoleni, piękni rodzice z parką dzieci. Tak jakby nie było już miejsca na tych bardziej zwyczajnych, z naszych ulic: pyskatej okularnicy, chłopców nie-jak-malowanych, ludzi za niskich i za wysokich, eleganckiej staruszki czy pana z laską, zbyt długo liczącego drobne w sklepowej kolejce…
To, co mówi Symeon, być może dlatego brzmi w naszych tak mocno. Bo to samo możemy powiedzieć: „Moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”… Dostrzegamy co dzień – w ich twarzach, zmaganiach, w ich sercach – obecność Boga.
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.