Brud? To coś, co na mnie, czystego, przychodzi z zewnątrz. Dlatego moim zadaniem jest uważać, żeby się nie pobrudzić. Najlepiej izolując się od innych. Bo przecież to oni prowokują mnie do różnych grzechów. Są głupi, irytujący, nudni, bezmyślni, leniwi. Nie mogę z nimi wytrzymać. Muszę im czasem dać odczuć, co o nich myślę. Ostatecznie jestem tylko człowiekiem, mogę mieć swoje drobne słabostki. Ale gdyby nie oni, moje serce byłoby nieskazitelnie czyste...
A Jezus mówi, że to mnie pobrudzić nie może. Brudzi mnie zło, które jest w moim sercu. „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”.
To nieprawda, że bez tych uciążliwych bliźnich byłbym aniołem. Bóg postawił ich na drodze mojego życia, żebym miał szanse zobaczyć, jaki jestem naprawdę.
Modlitwa
Dałeś mi, Boże, życie jakie dałeś. I ludzi wokół mnie takimi, jakimi są. To ich mam kochać. Nie jakichś idealnych, wyśnionych, ale przez to odrealnionych.... Daj, bym to rozumiał. I pomóż mi.
… lecz współweseli się z prawdą. W dobie mieszania pojęć warto powiedzieć: sprawdzam.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.