Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Wczoraj i przedwczoraj czytałem, jak Jezus krytykował pobożnych. To znaczy niby pobożnych. Faryzeuszy. Dziś czytam jak chwali wiarę poganki.
A przecież wiele nie zrobiła. Tyle że Go szukała, przyszła do Niego, padła przed Nim na twarz, prosiła o uzdrowienie córki... No i nie obraziła się, gdy usłyszała dość szorstką odpowiedź.
Tak, nie była Żydówką, nie należało się jej. Ale godziła się być szczenięciem zjadającym resztki ze stołu swoich panów. I usłyszała „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”.
Dla Jezusa nie liczą się pozory. Rzekome zasługi wynikające z takich czy innych ludzkich układów. Ważny jest ten poryw serca, w którym człowiek wyznaje, że wobec Boga jest nikim.
Codziennie przechodzę obok kościoła. Tłumaczę, że nie zawsze odczuwam potrzebę modlitwy. Ale to śmieszne. Przecież nie chodzi o to, by przychodzić tylko wtedy, gdy sam mam na to ochotę albo wręcz jakąś potrzebę. Wejdę, by powiedzieć Bogu, że jestem. Że On jest Panem. A ja, choć tak przez Niego umiłowany, przecież nie ważniejszy od szczeniąt zjadających, co spadnie ze stołu ich panów...
Modlitwa
Jezu, Ty wszystko wiesz. Znasz moje radości, znasz moje troski i bóle. Wiem, kim jesteś Ty i wiem, kim jestem ja. Wszystkie moje sprawy oddaje Tobie ufając, że będzie najlepiej jak być może. I z pustki swego serca, niechętnego do roztrząsania przed Tobą ciągle tego samego wołam: „tylko Tyś jest Panem, tylko Tyś najwyższy, Jezu Chryste, z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca”. Amen.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.