„Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów (…) zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych.”
Muszę przyznać, że słowa Pana Jezusa sprawiają mi kłopot. No bo jakże to tak? Mam na przykład na swoje urodziny nie zapraszać rodziny i przyjaciół, a tych biednych, ułomnych, chorych, których nawet nie znam?
Można to tłumaczyć kontekstem kulturowym oraz potrzebą przeciwstawienia się rygorystycznej grecko-rzymskiej etyce odpłaty, czy też rozumowaniu "do ut des". Według tej zasady przyjaciele dzielą ze sobą wszystko, przychodzą na ratunek jeden drugiemu, w nadziei, że - gdy im samym będzie się źle wiodło - wówczas przyjaciel przyjdzie im z pomocą.
Można uznać, że Jezusowi tak dalece zależy na zrozumieniu przez odbiorcę sensu i przesłania, zawartego w tych słowach, iż sięga po nad wyraz wyraziste obrazowanie, wręcz konwencję przypowieści, by dobitnie przypomnieć nam o postulacie bezinteresowności naszych działań.
Można, ale czy nie jest to łatwe usprawiedliwianie swojego minimalizmu, hedonizmu, lenistwa? Nie wiem - na to pytanie każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć sam, we własnym sercu...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.